Wyniszczenie przez pracę...
Szymon Pietrzykowski [OBBH IPN Poznań]
"Wyniszczenie przez pracę... Gemeinschaftslager der DAF we Wrześni i pozostałe obozy przeznaczone dla ludności żydowskiej w okupowanej Wielkopolsce"
Plan obozu pracy przymusowej we Wrześni [szkic sporządzony na potrzeby dochodzenia Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w Polsce prowadzonego w 1977 r.]. Źródło: S.53.2016.Zn [dawna sygnatura: OKP.III.S.5/68], Akta główne prokuratora w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości, polegającej na pozbawieniu wolności w okresie od wiosny do jesieni 1942 r. we Wrześni osób osadzonych w miejscowym obozie oraz zabójstw więźniów tego obozu narodowości żydowskiej przez funkcjonariuszy III Rzeszy, t. 1, k. 129.
W latach 1941-1943 na obszarze okupowanej Wielkopolski, znajdowała się ponad setka obozów pracy przymusowej przeznaczonych dla ludności żydowskiej, mężczyzn i kobiet (tzw. Zwangsarbeitslagers, Judenarbeitslagers, potocznie nazywanych też julagami). Anna Ziółkowska, autorka kanonicznej monografii w tym zakresie, wydanej w 2005 r., podaje liczbę 139 takich obozów. Żydzi ci wywożeni byli głównie z getta łódzkiego i gett wokół Łodzi – w tym Żydzi niemieccy, austriaccy i czechosłowaccy deportowani z III Rzeszy na Wschód (m.in. do Polski) od jesieni 1941 r. – jak też z prowincjonalnych gett w południowo-wschodniej Wielkopolsce (np. Zagórów, Dobra, Dąbie, getto wiejskie Czachulec Nowy-Kowale Pańskie) czy na Kujawach (np. Włocławek, Lubraniec, Izbica Kujawska). Niemcy zmuszali ich do wyczerpujących robót fizycznych – różnego rodzaju – zarówno wielkich inwestycji, takich jak konstrukcja autostrady na odcinku Frankfurt nad Odrą-Poznań czy linii kolejowej mającej połączyć Berlin, Poznań i Warszawę (o tym szerzej za chwilę), jak też przy budowie czy rozbudowie mniejszych, lokalnych dróg ziemnych i kolejowych czy różnego rodzaju prac komunalnych, wodno-melioracyjnych, rolnych i innych. Wśród największych przedsięwzięć w Poznaniu – stolicy Kraju Warty – zrealizowanych niewolniczą pracą Żydów wymienić należy m.in. sztuczne zbiorniki wodne Elsensee (Rusałka) oraz Malta (ukończona już po wojnie) – jedne z ulubionych miejsc wypoczynku Poznaniaków i przybyłych turystów, w większości nie zdających sobie sprawy makabrycznych okoliczności towarzyszących ich powstaniu – jak również cmentarz na Miłostowie (przy wschodnim wylocie w kierunku na Warszawę), stacja przetokowa na Franowie, węzły kolejowe na linii Berlin-Poznań-Warszawa w Antoninku, Kobylempolu, Krzesinach, Krzesinkach, odcinek autostrady mającej połączyć Berlin, Frankfurt nad Odrą, Poznań, Łódź i Warszawę, przebiegający przez Luboń pod Poznaniem. Nieludzkie warunki zarówno w obozie i poza nim – głodowe racje żywnościowe (zwykle wodnista kawa i zupa z kawałkami zgniłych warzyw); niedostateczna opieka medyczna (w obozach łatwo rozprzestrzeniały się różne choroby zakaźne, dochodziło do epidemii), utrudniony kontakt z bliskimi (na przełomie 1941 i 1942 r. odcięta została wszelka korespondencja) – były powodami częstych ucieczek. Odnotowanych zostało ponad dwieście takich prób. Niestety, wiele (jeżeli nie większość) z nich nie zakończyło się powodzeniem. Codzienną obozową rzeczywistość przejmująco opisał jeden z nielicznych ocalałych z poznańskich obozów, Berek Jakubowicz (po wyzwoleniu i emigracji do USA zmienił imię i nazwisko na Benjamin Jacobs):
Pracowaliśmy aż do utraty sił. Jeśli ktoś zasłabł w trakcie pracy, zbierano go na noszach – żadna z takich osób nie odzyskała później przytomności. W obozie nie było personelu medycznego, nie było nikogo, który wiedziałby co zrobić, by ich reanimować. Pozostawiono ich w izbie pierwszej pomocy i tam umierali. […] [O]k. 20 procent z nas nie przeżyło… Powstawały nowe miejsca, z nowymi więźniami zabieranymi z innych gett… Wystarczył jeden telefon od Lagerführera [komendanta obozu] i dostarczano mu tylu Żydów, ilu chciał… Nie chodziło tu o pracę, ale o to by nas zniszczyć.
Jacobs/Jakubowicz napisał wspomnienia zatytułowane „Dentysta z Auschwitz” – dla przeważającej liczby pozostałych przy życiu żydowskich robotników/więźniów była to kolejna destynacja – podobozy Auschwitz, gdzie kontynuowali morderczą pracę, później zaś stali się uczestnikami marszów śmierci). Z wypowiedzią Jacobsa/Jakubowicza koresponduje opinia wspomnianej już Anny Ziółkowskiej:
Wśród różnych form terroru, jakiego doświadczała ludność żydowska, jedną z pierwszych była ich fizyczna eksterminacja, której istotne ogniwo stanowiło wykorzystanie zasobów siły roboczej. […] Praca wykonywana przez ludność żydowską była w rozumieniu nazistowskim zdegradowaniem poglądu, że praca uszlachetnia człowieka. Tymczasem – kontynuuje badaczka – stanowiła ona faktycznie środek zagłady. Na stawiane niekiedy pytanie, czy obozy pracy dla ludności żydowskiej realizowały także cel drugi, czyli fizyczne wyniszczenie więźniów przez pracę w myśl hasła Vernichtung durch Arbeit, odpowiedź w przypadku obozów pracy w Wielkopolsce jest jednoznaczna – tak.
Z obozami pracy w okupowanej Wielkopolsce wiąże się również pewien tragiczny paradoks. Pobyt w nich wiązał się z szansą na przetrwanie – z reguły dość nikłą, zależną od wielu czynników (rodzaj pracy, kwalifikacje więźnia/robotnika, stosunek załogi obozowej i okolicznej ludności), ale zawsze obecną. Szansy tej pozbawieni zostali ich rodzice, młodsze rodzeństwo czy dzieci, którzy pozostali w gettach a następnie zostali zgładzeni w obozie zagłady Kulmhof w Chełmnie nad Nerem (niedawno, w grudniu, minęła okragła 80. rocznica rozpoczęcia jego funkcjonowania – pierwszą grupą ofiar byli Żydzi z Koła). Niepokojące wieści zaczęły dochodzić również do osób przebywających w obozach. Świadczy o tym zachowany list z datą 31 maja 1942 r., który do przebywającej w getcie warszawskim krewnej, Sali Włocławskiej, napisali więźniowie obozu we Wrześni o nazwisku Sznurbach i Przedecki. Mowa w nim o wysiedleniu w nieznane rodzin z Włocławka:
Już minęły cztery tygodnie, jak ja i mój teść musieliśmy się rozstać z naszymi najbliższymi. Ja z ojcem znajdujemy się w obozie we wrześniu [zapis z małej litery – chodzi oczywiście o Wrześnię – Sz.P], nie wiedząc, gdzie posłano moją Ziunię i słodką Leniusię wraz z rodziną. Ciągle myślę o nich, gdzie, jak one żyją. Ja pracuję przy budowie linii kolejowej, przyzwyczajam się do pracy, ale mugyn [czyli żołądek – Sz.P] nie jest dobrze zaopatrzony. Kochana Salu, jeśli dostaniesz jakiekolwiek wiadomości o naszej rodzinie, to napisz. […] Serdeczne ukłony dla Cioci, idź do babci i powiedz, żeby się starała [reszta treści nieczytelna – Sz.P]. Łącze serdeczne ukłony. Niestety od żon i dzieci [w tym miejscu treść listu się urywa – Sz.P].
Od 30 kwietnia do 2 maja 1942 r. – a więc równolegle z przybyciem do Wrześni obu nadawców tego listu – 3500 Żydów z włocławskiego getta Niemcy przetransportowali do Chełmna nad Nerem i poddali bezpośredniej eksterminacji – w tzw. gaswagen bądź duszegubkach – ciężarówkach-mobilnych komorach gazowych.
Obóz kolejowy we Wrześni (nim. Juden/Gemeinschaftlager der DAF – Deutsche Arbeitsfront – in Wretschen, tj. obóz żydowski/zbiorczy Niemieckiego Frontu Pracy we Wrześni) był jednym z dwunastu obozów tego typu – w pobliżu znajdowały się również obozy w Nekli i Otocznej, pozostałe obozy to Zbąszyń, Poznań, Kobylepole, Kobylnica, Swarzędz, Konin-Czarków, Leszno i Dzięczyna. Władze niemieckie przywiązywały dużą wagę do usprawnienia komunikacji kolejowej w Wielkopolsce. Wynikało to ze strategicznego położenia tego regionu – Poznań w założeniu miał łączyć stolicę III Rzeszy z Warszawą a dalej (w razie zwycięstwa III Rzeszy na ZSRR) również z Moskwą. Rozbudowa sieci kolejowej, zwłaszcza na osi Zachód-Wschód, wiązała się przede wszystkim z planami militarnymi Niemiec. Usprawniła też, niejako przy okazji, transport zrabowanego mienia oraz wysiedlenie na masową skalę Polaków i Żydów z Kraju Warty i innych tzw. „ziem wcielonych” na Wschód – do Generalnego Gubernatorstwa, która rozpoczęła się na przełomie 1939 i 1940 r. Tym środkiem lokomocji deportowano również pozostałych przy życiu żydowskich robotników do Auschwitz, po likwidacji obozów pracy przymusowej latem 1943 r., decyzją Heinricha Himmlera. Budowie czy też rozbudowie linii kolejowych towarzyszyły oczywiście prace dotyczące szeroko rozumianego zaplecza – dworców, magazynów badź parowozowni.
Obóz we Wrześni założony został wiosną 1942 r. Łącznie przebywało w nim od 400 do 1000 Żydów i bliżej nieznana (mniejsza) liczba Polaków. Wykonawcą robót, do których zaciągnięci zostali Polacy i Żydzi, była firma Ohlendorf z siedzibą w Łodzi. Obóz składał się kilku baraków – część żydowska składała się z dwóch baraków mieszkalnych, w których skoszarowani byli Żydzi (pochodzący głównie z Łodzi i okolic), odwszalni, umywalni oraz wystawionej na zewnątrz szubienicy, na której wieszano schwytanych zbiegów bądź osoby przyłapane np. na próbach opuszczenia stanowiska pracy po żywność od okolicznej ludności lub podobnego typu „wykroczeniach”. Jak można przeczytać w raporcie Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z dnia 30 marca 2017 r.: „Kara śmierci przez powieszenie, niewspółmierna do czynu, miała stworzyć u więźniów przekonanie, że wszelkie ucieczki, czy choćby chwilowe oddalenia się od obozu czy miejsca pracy […] są bezskuteczne i każda taka podejmowana próba zostanie nieuchronnie i surowo ukarana”. Było to skuteczne narzędze szerzenia terroru. Tą część obozu oddzialał od reszty płot z drutu kolczastego.
Na zewnątrz umiejscowiony został barak mieszkalny dla Polaków (tzn. tych polskich robotników, dla których odległość od miejsca zamieszkania nie pozwalała na codzienny dojazd do pracy pociągiem lub rowerem – byli wśród nich bowiem również okoliczni mieszkańcy, którzy na noc wracali do swych domów, spożywali tam też posiłki w czasie przerw), budynki administracyjne (komenda obozu, biuro nadzoru technicznego), osobne kuchnie dla Polaków i Żydów, magazyn oraz ogród warzywny. Jak zeznawał jeden ze świadków w dochodzeniu Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich (poprzedniczki Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu): „Polacy spali na pojedynczych łózkach, a Żydzi na słomie rozścielonej na podłodze”. Można zatem przypuszczać, że warunki bytowe i obciążenie pracą różniły się znacząco w przypadku Żydów i Polaków – na niekorzyść pierwszych. Obóz znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie torów kolejowych. Zabudowa ta nie zachowała się do dnia dzisiejszego, została rozebrana po likwidacji obozu. Część żydowska zlikwidowana została już jesienią 1942 r., całość – na początku 1944 r.
Komendantem był Niemiec Frank Henkel (ur. w 1900 r. w Namslau, zmarły w 1979 r. w Heidelbergu). Załoga obozowa składała się z siedmiu strażników (tzw. wachmanów) – jednolicie umundurowanych (czarny strój, charakterystyczne czapki z dwoma skrzyżowanymi kluczami na otoku), wyposażonych w pałki, nie posiadających natomiast broni palnej członków Towarzystwo Ochrony i Dozoru Mienia (Wach- und Schliessgesellschaft – było to przedsiębiorstwo powstałe po przejęciu polskiej firmy). Policyjny nadzór nad obozem pełniła najbliższa placówka gestapo znajdująca się w Jarocinie. Szczególnym okrucieństwem wobec żydowskich więźniów/robotników wykazał się funkcjonariusz Erwin Ehard Büscher, ur. w 1907 r. we Wrześni, zamieszkały przy ul. Rzecznej 6, ożeniony z Marią Stachorską, również pochodzącą z Wrześni, z którą miał ósemkę dzieci (dwie córki zmarły niedługo po porodzie). Büscher był obecny przy każdej egzekucji wraz ze swoim przełożonym, Erichem Adolfem Stielau. Stielau w 1950 r. został skazany przez Sąd Apelacyjny w Poznaniu na karę śmierci. Skazany skierował wniosek o udzieleniu mu prawa łaski przez prezydenta Bolesława Bieruta. Bierut skorzystał z prawa łaski – na mocy decyzji z 21 marca 1951 r. karę smierci zamieniono na dożywotnie więzienie. Następnie, decyzją Rady Państwa z 25 lutego 1958 r., dożywiocie zamieniono na karę dwunastu lat pozbawienia wolności – na skutek czego Stielau wyszedł na wolność na początku lat 60. Büscher uniknął sprawiedliwości – po wojnie zbiegł do RFN.
W wyniku dochodzenia w latach 60 i 70., potwierdzonego w 2017 r., ustalono, iż śmierć poniosło tu co najmniej 20 osób narodowości żydowskiej (faktyczna liczba z pewnością jest dużo większa, nie zachowała się jednak kompletna dokumentacja). W czerwcu 1942 r. zabito pięciu więźniów tego obozu – czterech o nieustalonej tożsamości i jednego o nazwisku Moszkowicz. Dokonano również zabójstwa przez powieszenie o nieustalonym czasie więźniów o nazwiskach Flankucz, Cyranowicz i Blum Rose, oraz zabójstwa (o nieustalonym czasie) na więźniu Przedeckim (a więc jednym z autorów przytaczanego wcześniej listu, dalszy los Sznurbacha pozostaje nieznany). 19 czerwca 1942 r. powieszeni zostali Gaskiel Leiserowitz, Riewan Katz, Samuel Flaumenbaum i Abraham Luszczanowski. 14 lipca tr. – Fischel Lewkowicz, 16 lipca – Meger Nilkiewicz i Aron Zawadzki. Ponadto, w Urzędzie Stanu Cywilnego we Wrześni odnalezione zostały akty zgonu następujących więżniów – Abraham Rosenwasser zmarł 5 maja 1942 r. na zapalenie płuc, Elisza Zylberberg tego samego dnia zmarł na chorobę nerek, Icek Nowak zmarł 10 maja 1942 r. na chorobę płuc, 11 maja zmarł Feiwel Urbach (przyczyna zgonu – słabość serca, choroba nerek, zawał serca). Nie ulega wątpliwości, że do opisanego stanu (jeżeli wierzyć tym opisom) przyczyniły się katastrofalne warunki panujące w obozie i wyczerpująca/mordercza praca.
Oprócz Żydów 13 lipca 1942 r. śmierć przez powieszenie poniosła również niespełna 32-letnia Polka Stefania Balcerkiewicz pochodząca z Czerniejewa. W tym dniu w Noskowie została umyślnie postrzelona z broni palnej w nogi przez ok. 30-40 letniego Niemca bałtyckiego – niejakiego Johanna Bahra/Baara zamieszkałego w tej wsi. Nie odzyskała już przytomności. Gestapo zostało powiadomione o tym zdarzeniu. Nieprzytomną Balcerkiewicz zabrał Erwin Büscher wraz z innymi gestapowcami i zadecydował o jej zabójstwie w obozie dla Żydów we Wrześni. Johann Bahr/Baar był współodpowiedzialny za ten mord. Stefania Balcerkiewicz cierpiała na padaczkę. Można przypuszczać, że dla osób zaangażowanych w jej zabójstwo była uosobieniem Lebensunwertes Leben – „życia niewartego [prze]życia/życia pozbawionego wartości”. Termin ten odnosił się do osób psychicznie chorych, bezpłodnych, przestępców-recydywistów, z wadami genetycznymi i należących do licznych pozostałych kategorii, których poddano przymusowej eutanazji jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Jak ustatalili badacze, m.in. Henry Friedlander, występuje personalna i technologiczna ciągłość między Aktion T4 (kryptonim akcji eutanazyjnej) i późniejszym Ëndlosung (czyli ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej).
Szymon Datner – wybitny historyk zajmujący się Zagładą i niemiecką okupacją na ziemiach polskich, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, pracownik Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce (GKBZHwP), ocalały z białostockiego getta – na obu krańcach opracowanej przez siebie typologii postaw Polaków wobec Żydów w latach 1939-1945, podpartej osobistym doświadczeniem, umieścił pomoc i przemoc – dwie postawy aktywne. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniają natomiast różne przejawy bierności (zapewne podyktowanej strachem, co, mając na uwadze ówczesne warunki, nie powinno szczególnie dziwić). Te dwa krańcowe przykłady są najlepiej udokumentowane, podczas gdy postawę chyba najpowszechniejszą na ogół trudno uchwycić jest w źródłach (nieobencość ta wynikać może z wielu przyczyn, np. wstydu, traumy czy wyparcia). Podobnie ma się sprawa jesli idzie o stosunek ludności polskiej do żydowskich więźniów/robotników obozu we Wrześni, gdy przejrzy się dokumenty znajdujące się archiwum IPN. W raporcie końcowym poznańskiej okręgowej komisji z 1977 r. zaakcentowany został wątek pomocowy: „[…] W drodze do pracy [Żydzi] zbierali z pół wszystko, co tylko było jadalne / np. marchew, kłosy itp. Przechwyceni na tym byli surowo karani chłostą a nawet śmiercią przez powieszenie. Zarówno robotnicy polscy, jak i okoliczna ludność polska – mimo surowego zakazu – narażając się na represje, starała się Żydom w sposób ukryty pomagać. Pomoc ta jednak nie mogła obejmować wszystkich Żydów i ze względów zrozumiałych tylko w nieznacznym stopniu mogła być skuteczna”. Mając na uwadze fakt, iż były to osoby zupełnie obce, pochodzące z innego regionu, których z pomagającymi nie łączyły jakiekolwiek bliższe więzi oparte na znajomości czy wspólnocie interesów (ważna motywacja przy decyzji o udzieleniu pomocy), tym większe uznanie należy się tym osobom, które zdecydowały się podać pomocną dłoń. Jedną z nich była 33-letnia wówczas Anastazja Olędowicz zamieszkała podczas okupacji w Psarach Polskich k. Wrześni, pracująca przy budowie torów kolejowych na odcinku od Sokołowa do Strzałkowa wraz z innymi polskimi kobietami i mężczyznami z okolicy, w niewielkiej odległości od Żydów. Potajemnie sprzedawali oni odzież w zamian za chleb lub tłuszcz. Jak relacjonuje w piśmie do GKBZHwP z 3 kwietnia 1984 r.:
[…] Wśród tej grupy Żydów zauważyłam młodego Żyda siedzącego ze spuszczoną głową i nic nie mówiącego. Usiadłam przy nim i zapytałam dlaczego On niczym nie handluje, lecz on nie odpowiedział mi nic. Zapytałam go wtedy, że chyba nie może on mówić z głodu, wtedy podniósł głowę, spojrzał na mnie i powiedział, że chyba sam Bóg natchnął, że jestem głodny [?]. Mógł On mieć wówczas 19 lat. Bardzo zrobiło mi się Go żal i mimo, że żyłam z kartek, byłam wdową mając na utrzymaniu dwoje małych dzieci (8 i 10 lat) zaczęłam się nim opiekować. Jak dzieci przynosiły mi obiad to pokazałam, któremu Żydowi mają podać jeść [w akcjach pomocowych często wykorzystywane były dzieci; uznawano, że Niemcom ciężej je wykryć i schwytać – Sz.P]”.
Kontynuowała tę działalność aż do likwidacji obozu, oprócz dzieci pomagał jej w tym również dozorca z Jarocina traktujący żydowskich więźniów jak ludzi – przekazywał jedzenie wskazanym osobom. Ów młody Żyd nazywał się Abram Wiśniak, pracował on wspólnie ze swym ojcem. Pomimo choroby musiał pracować przy oprzątaniu inwentarza. Syn oddawał mu swoją zupę, on sam zaś żywił się tym co dostał m.in. od A. Olędowicz.
Z drugiej zaś strony w aktach postępowań sądowych po 1945 r. wśród oskarżonych znalazło się aż pięciu polskich wachmanów, którzy nadużyli swej władzy (postawione im zarzuty dotyczyły m.in. bicia kijem po głowie, bicia kijem po plecach, bicia plecionką trzcinową, bicia bykowcem, zmuszania do zanurzenia się w zimnej wodzie, do przebywania w skrzyniach żelaznych od kolejki ręcznej i do nadmiernie ciężkich robót, wyzywanie od „żydowskich świń”). Trzech z nich otrzymało kary pozbawienia wolności (2 x pięć lat więzienia, 1 x sześć lat więzienia), dwóch zostało uniewinnionych. Jeden z oskarżonych jako okoliczność łagodzącą podał to, iż wykonuje on ważny społeczne zawód (introligatora) i zapewnia pracę wielu osobom. Sąd pozostał niewzruszony na tę argumentację – ogłosił karę więzienia i konfiskatę całego majątku. Czterokrotnie padł również zarzut wydania zbiegłego z obozu Żyda w ręce Niemców (przy czym w co najmniej jednym wypadku skutkowało to śmiercią przez powieszenie). Werdykt sądu w tym przypadku kształtował się różnie – trzykrotnie uznał on winę (2 x kara więzienia – 5 i 6 lat – 1 x kara śmierci), uniewinnił też oskarżonego wachmana, argumentując, iż działał on w stanie wyższej konieczności (musiał dostarczyć zbiegów, gdyż w przeciwnym wypadku poniósłby zapewne ciężkie konsekwencje niedopełnienia obowiązków). Rzeczywistość, jaka wyłania się z tej dość pobieżnej lektury, jest zatem złożona.
Na koniec swojego wystąpienia chciałbym serdecznie podziękować organizatorom dzisiejszej uroczystości, w szczególności Pani Teresie Jabłońskiej za zaproszenie i okazane zaufanie. Życzę dalszych sukcesów w pielęgnowaniu pamięci o dziedzictwie wrzesińskich Żydów i obecności Żydów we Wrześni, pamięci o martyrologii/destrukcji (hurban), ale i o życiu (chaim).
Opis zdjęć:
Żydzi z getta we Włocławku po przyjeździe do obozu pracy we Wrześni, wiosna 1942 r.
Źródło: Yad Vashem (fotografię przekazał Zanek Maor z Hajfy), https://namesfs.yadvashem.org//arch_srika//3001-4000/3816-3882/3819_12.jpg [odczyt: 24.05.2022].
Włocławscy Żydzi podczas deportacji do obozu pracy przymusowej we Wrześni, wiosna 1942 r.
Źródło: Yad Vashem (fotografię przekazał Zanek Maor z Hajfy), https://namesfs.yadvashem.org//arch_srika//3001-4000/3816-3882/3819_9.JPG [odczyt: 22.05.2022].
Niemiecki żołnierz stojący na uszkodzonych/zakładanych torach, dworzec kolejowy we Wrześni, obóz pracy przymusowej we Wrześni, 1942 r. (wg. opisu z Yad Vashem; inna prawdopodobna data wykonania zdjęcia to wrzesień 1939 r. / początek okupacji).
Źródło: Yad Vashem (fotografię przekazał Zanek Maor z Hajfy), https://namesfs.yadvashem.org//arch_srika//3001-4000/3816-3882/3819_11.JPG [odczyt: 24.05.2022].
Niemieccy żołnierze przyglądający się zniszczonym pociągom na torach kolejowych w pobliżu Wrzesni, (najprawdopodobniej) wrzesień 1939 r.
Źródło: Yad Vashem, https://namesfs.yadvashem.org//arch_srika//1A-245G/72A-107G/76DO7_.jpg [odczyt: 24.05.2022].
Zbombardowany dworzec kolejowy we Wrześni, wrzesień 1939 r. Źródło: Jüdisches Museum Rendsburg / Yad Vashem,
https://photos.yadvashem.org/remote/namesfs.yadvashem.org//arch_srika//5501-6000/5741-5939/5851_74.jpg?width=400 [odczyt: 24.05.2022]; https://photos.yadvashem.org/remote/namesfs.yadvashem.org//arch_srika//5501-6000/5741-5939/5851_75.jpg?width=400 [odczyt: 24.05.2022].